Klasyka literatury niemieckiej w nowej odsłonie, jedna z najbardziej kontrowersyjnych książek wszech czasów.
Podobno autor książki, Heinrich Hoffmann, z wykształcenia psychiatra, chciał kupić synowi w bożonarodzeniowym prezencie książkę. Nic z dostępnej oferty go nie zadowoliło, dlatego napisał własne wiersze, zilustrował je i wydał! Tak właśnie powstała „Złota różdżka” – książka, która dla jednych jest sentymentalną lekturą z przeszłości, dla innych koszmarem dzieciństwa.
Makabryczne wierszyki, których bohaterowie za niesubordynację zostają ukarani w niewybredny sposób (na przykład obcięciem palców), doczekały się ponad pięćdziesięciu wydań, mnóstwa pastiszów, a sam Hoffmann – wielu naśladowców. Jak czytać te wiersze dzisiaj? I czy powinno się je czytać dzieciom?
Nowe przekłady autorstwa znakomitych polskich tłumaczy i autorów (Anny Bańkowskiej, Karoliny Iwaszkiewicz, Zuzanny Naczyńskiej, Adama Pluszki, Michała Rusinka, Marcina Wróbla) i niebanalne ilustracje Justyny Sokołowskiej nieco teksty Hoffmanna uwspółcześniają, a sama publikacja ma podkreślić obecny w nich purnonsens, czytelny dla wszystkich, bez względu na wiek. Książka, która kiedyś przerażała, dzisiaj raczej bawi, a śmiech to zdrowie!
W czasach, kiedy co i rusz jakiś mądrala wyraża np. pochwałę wychowawczej funkcji klapsów w ramach tęsknoty za XIX-wiecznym modelem świata, wydawanie takiej książki, jak „Złota różdżka” wydaje się ryzykowne. A właściwie wydawałoby się, gdyby każdy kolejny rok upływający od pierwszego jej wydania nie nadbudowywał nad nią nowej warstwy purnonsensu. Który nawet dziecko dostrzeże.
I wybuchnie zdrowym, niewinnym, „niepedagogicznym” śmiechem. A my – razem z nim.
Ze wstępu Michała Rusinka