Do miasteczka przybywa niezwykła babcia. Nie znajduje tam nikogo, kto by przyjął ją pod własny dach. Babcia nie ma nic oprócz wełny, szydełka i dwóch drutów. Dzierga z tej wełny własny świat: dom, w nim wszystkie sprzęty, a na koniec… wnuczkę i wnuczka. Przychodzi dzień, w którym dzieci mają pójść do szkoły. Okazuje się, że dzieci z wełny nie przystają do obowiązujących norm, inność naraża ich na szykany i wykluczenie. Szczęście pryska, a babcia przeżywa bolesne rozczarowanie. Pruje wydziergany świat i dzieci. Wędruje dalej i ma nadzieję, że w następnym miasteczku będzie inaczej.
Co to za książka? To mądra przypowieść o nietolerancji, pod postacią rymowanej bajki. Dla dzieci? Zapewne. Ale także dla nas, dorosłych.
Uri Orlev, jak prawdziwy cudotwórca, w krótkiej fabule zamknął opowieść o sumieniu, nieczułości, głupocie i krzywdzie. Czytamy te (na pozór) niefrasobliwe rymy, a z bajki, jak z ciasno zwiniętego kłębka włóczki, rozwija się długa opowieść – splątana, dziergana różnymi ściegami, gęsta, pełna dygresji, wspomnień, bolesnych epizodów. To nie bajka, to zaledwie zaczyn baśni, która opowiada się sama w naszych głowach.
Młoda graficzka Marta Ignerska znakomicie odczytała charakter tej bardzo szczególnej, wieloznacznej historii. Zilustrowała ją surowymi, groteskowymi obrazami. I oto mamy książkę znaczącą i ważną.
Joanna Olech